Mały piesek i jego pani, pomimo pewnych zgrzytów, coraz bardziej się zżywali ze sobą. Ale, jak to mówią: „przyjaźń wymaga poświęceń”, i w tym przypadku bywały pewne perypetie. Piesek mieszkając w domu, nie raz zrobił kupkę tam, gdzie nie trzeba. Tak samo było z „siusiu”. W końcu kuweta rozwiązała sprawę, lecz trochę to trwało.
Zdarzyło się również, iż z samotności, bo pani poszła do pracy, zostało nagryzione krzesło bądź obrus trochę zmienił swój kształt. Na szczęście kobieta lubowała się w szyciu i cerowaniu, a przynajmniej przez pierwsze kilka miesięcy musiała.
Pomimo powyższych niedogodności piesek i jego pani ciągle ze sobą przebywali, ciągle kiedy tylko mogli. Raz, gdy wybrali się pod wieczór na spacer, piesek przyniósł mysz. Pani skarciła pieska, po czym ten wypuścił zdobycz – myszka uciekła. Patyki czy papierki od cukierków nie budziły takiego oburzenia u kobiety, te nagrody, którymi obdarowywał ją biegający i zachwycony piesek, przyjmowała i sortowała – papierki wyrzucając do koszy na śmieci, a patyki potajemnie odkładając na trawę.
I tak na spacerach obydwoje spędzali nie jeden dzień. Początkowo piesek biegał bez smyczy, lecz właścicielka myślała już nad obrożą lub puszorkiem. A ten pomysł, co miała pokazać przyszłość, nie do końca się psiakowi podobał. Puki co, po długiej wędrówce wrócili do domu, by zjeść kolację, a później szykować się do spania.